Rozdział XVII
Bóg czy ewolucja?

Jak dyskutować o moralności i czy w ogóle ma to jakikolwiek sens? Jeśli ludzkie niemowlę, które nie potrafi jeszcze mówić, ma jakieś elementarne poczucie sprawiedliwości, jeśli ma je również małpka kapucynka i pies, jeśli szczur, a nawet mrówka, gotowi są przyjść z pomocą uwięzionemu towarzyszowi lub towarzyszce, to być może jakieś współczucie i jakaś forma ciągłego oceniania sprawiedliwości/niesprawiedliwości jest nieodłączną cechą życia stadnego?

Geny są samolubne. Nie jest to jednak egoizm, który wyklucza współpracę. Przeciwnie, już na poziomie bakterii pojawiają się proste formy współpracy prowadzące do powstawania kolonii. Absolutny egoizm poszczególnych genów wykluczałby możliwość powstawania złożonych organizmów. Geny współdziałają i dzięki temu współdziałaniu możliwe jest istnienie i funkcjonowanie najmniejszej komórki. Nie ma tu śladów świadomości ani ocen. Podobnie bez świadomości obywa się ogromnie złożona współpraca kolonii bakterii. Czy mrówki lub pszczoły mają już świadomość? Patrzymy na nie z wyżyn naszych możliwości abstrakcyjnego myślenia, opisywania słowami naszych obserwacji i odczuć, i sama propozycja nazwania tego, co dzieje się w głowach pszczół, „świadomością" wydaje nam się absurdalna. No bo co taka pszczoła potrafi? Potrafi polecieć kilometr od ula na północ czy południe, zobaczyć kwitnące akacje, powrócić do ula i przy pomocy skomplikowanego tańca opowiedzieć, że znalazła wspaniały nektar akacjowy, który znajduje się w odległości 950 metrów na południowy wschód od ula. Informacja jest na tyle dokładna, że koleżanki mogą tam trafić bez jej dalszej pomocy. Pszczoła informacyjnego tańca nie nauczyła się w szkole, bliżej jej do robota niż do człowieka, więc gdzie ta świadomość?

Przyjmowanie i przetwarzanie bodźców z środowiska to droga do świadomości. Pszczoła musiała zaobserwować miejsce z kwiatami akacji, sprawdzić czy nie ma tu żadnego oszustwa, „zmierzyć", odległość od ula i odnotować położenie geograficzne, przekazać innym informację. Nawet gdybyśmy nazwali pszczołę automatem, to jest to bardzo skomplikowany automat, zdolny do przetwarzania i przekazywania informacji, a więc posiadający elementy świadomości.

Gdyby pszczoła była całkowicie samolubna, najadałaby się i wróciła do ula, przyglądając się tylko, jak inne pszczoły zbierają zapasy miodu na zimę. Genetyczne powodzenie pszczoły robotnicy jest jednak całkowicie uzależnione od powodzenia ula, od tego czy rój przetrwa, czy się wyroi, zapewniając „wieczność" genów królowej matki, a tym samym i pszczoły robotnicy. Współpraca została wpisana w genetyczne dziedzictwo i staje się formą samorealizacji samolubstwa poszczególnych genów.

Czytelnik, który pisał o naiwności poszukiwania źródeł dobra i zła w obserwacji zachowań zwierząt, prawdopodobnie zaczął studiowanie filozofów, którzy spekulowali o naturze, nawet nie próbując dowiedzieć się, czego nauka dowiedziała się o naturze od czasów, kiedy owi filozofowie snuli swoje domysły o naturze. Współcześni filozofowie (niestety daleko nie wszyscy) próbują jednak kontynuować dzieło swoich poprzedników w oparciu o wiedzę, której dostarcza nam nauka.

Człowiek, w odróżnieniu od zwierząt, posługuje się językiem, a język to nie tylko komunikacja. Zwierzęta również się komunikują, ale ludzki język prowadził do myślenia abstrakcyjnego, do generalizacji i filozoficznych spekulacji.

Kiedy opisujemy u zwierząt takie zjawiska jak opiekuńczość, zazdrość, współczucie, ktoś może z wyżyn naszej ludzkiej zdolności do abstrakcyjnego myślenia powiedzieć, że podobieństwa są pozorne, że nasza ludzka opiekuńczość, nasza zazdrość, nasze współczucie jest znacznie bardziej skomplikowane i wręcz jakościowo różne. A kiedy docieramy do pojęć dobra i zła, filozof może krzyknąć, że to nie są byty, że to tylko pojęcia.

Dla badacza takie rozróżnienie jest mało sensowne. Badacz zastanawia się, czy mamy do czynienia z czymś, co możemy obserwować i badać, czy jest to rzecz, czy proces, jak to zdefiniować, jak to badać?

Można powiedzieć, że odczucie dobra i zła jest subiektywne. Podobnie jest z poczuciem sprawiedliwości i niesprawiedliwości. Równocześnie są to odczucia uniwersalne. Niezależnie od miejsca na Ziemi, niezależnie od kultury, ludzie podobnie pilnują, żeby dzieci w rodzinie wzajemnie się nie krzywdziły, mają normy zakazujące krzywdzenie bliźniego (sąsiada, współplemieńca), mają podobne legendy o złych, krzywdzących władcach. Zjawiska współpracy, altruizmu, współczucia, nie są tylko pojęciami, dają się systematycznie obserwować i mierzyć. Obserwując stado małp, możemy powiedzieć, jak często dzielą się jedzeniem, jak często pokazują sobie wzajemnie, gdzie jest drzewo z dobrymi owocami, jak często iskają się wzajemnie, czy przywołują do porządku agresywne jednostki, jak ostrzegają się wzajemnie przed niebezpieczeństwem, czy pomagają rannym towarzyszom. Po dłuższej obserwacji będziemy widzieli, że często zachowania te nie są dyktowane wyłącznie instynktem, nie są uzależnione wyłącznie od stopnia pokrewieństwa i miejsca w stadzie, że koryguje je doświadczenie, zasada wzajemności, przyjaźń.

W ludzkich kulturach zachowania te zaczynają funkcjonować jako normy, początkowo utrwalone tylko przez obyczaj i tradycję, następnie jako normy wpisane w religię i prawo. Nie są to jednak „tylko pojęcia". Jest to opis konkretnych typów zachowań, którym towarzyszy ocena pozytywna lub negatywna oraz nakaz lub zakaz. Owe pojęcia dobra i zła lub cnoty i występku, nie są tak dowolne, jak mogłoby się to wydawać. Faktem jest jednak, że obserwujemy tu duże zróżnicowanie i ktoś może powiedzieć, że to definiowanie dobra i zła jest całkowicie subiektywne.

Lęk przed relatywizmem moralnym (a więc właśnie takim subiektywnym definiowaniem dobra i zła) skłaniał do wpisywania nakazów moralnych w religię. Dobro pochodzące od Boga i zapisane w świętych księgach, przynajmniej teoretycznie, nie podlegało dyskusji.

Również dziś ciągle słyszymy ostrzeżenia, że jeśli każdy będzie sam sobie decydował, co jest dobre, a co jest złe, to nastąpi chaos i ludzie zaczną się zbijać.

Po pierwsze, ktokolwiek słucha uważnie, musi podnieść brwi w zdumieniu na słowo „zaczną". Ludzie mordują się od zarania dziejów i dziś mordują się rzadziej niż dawniej.


Czy jesteście pewni, że wolelibyście żyć w tamtych czasach?

Po drugie, ciekawy jest fakt, że większość religii wydaje się powtarzać główne normy moralne — nie zabijaj, nie kradnij, nie dawaj fałszywego świadectwa. Dziwne rzeczy zaczynają się, kiedy religie zaczynają opisywać wyjątki od tych norm — możesz, a nawet powinieneś zabijać tych, którzy wierzą w innych bogów, jak zdobędziesz miasto, zabij wszystkich mężczyzn i kobiety, ale zostaw sobie dziewice i dzieci, nie dasz żyć czarownicy… co więcej, w różnych religiach te wyjątki są różne, w jednych po śmierci męża pali się żywe wdowy, w innych brat powinien ożenić się z wdową i utrzymywać ją jako pierwszą lub którąś z kolejnych żon; jeden nakaz mówi, że cudzołożnicę trzeba ukamienować, a drugi, że wystarczy dać jej list rozwodowy; jeden nakaz mówi, że złodziejowi trzeba uciąć jedną rękę i jedną nogę, a drugi, że wystarczy go wygnać ze wsi.

Te wyjątki od nakazów nie zabijaj, nie kradnij, nie oszukuj (a jest tych wyjątków bardzo wiele) mogą skłaniać do podejrzeń, że natchnione księgi były jednak pisane przez ludzi w określonym miejscu i w określonym czasie. A twierdzenie, że dobro pochodzi od Boga i wszystko, co jest zapisane w tych księgach, jest święte i niezmienne, przez większość ludzi wierzących jest jawnie lub po cichu odrzucane.

Zaakceptowanie tego, że to ewolucja stworzyła moralne zwierzę, jest czasem bardzo trudne. Na początek wymaga zaakceptowania, że ewolucja jest faktem. Akceptuje to bardzo wielu wierzących. W chrześcijańskiej tradycji zarówno Watykan uznał, że ewolucja jest dobrze udokumentowana przez naukę, jak i wielu protestantów; jest nawet wielu wierzących biologów zajmujących się badaniem ewolucji. Zazwyczaj towarzyszy temu założenie, że Bóg w którymś momencie tchnął w człowieka duszę.

Jechałem niedawno pociągiem i rozmawiałem z bardzo inteligentnym licealistą. Był wierzący i całkowicie odrzucał możliwość ewolucji. Powtarzał słynny argument, że jeśli człowiek pochodzi od małpy, to dlaczego małpy są nadal małpami? Próbowałem mu opowiedzieć, że pies pochodzi od wilka, a wilk jest nadal wilkiem, że człowiek nie pochodzi od tych małp, które istnieją dziś, ale mamy wspólnych przodków z szympansem, co więcej mamy wspólnych przodków z wszystkimi żyjącymi istotami.

Rozmawialiśmy między Kutnem a Włocławkiem, więc czasu było mało i wysiadając z pociągu wiedziałem, że nie zdołałem go przekonać, zastanawiałem się jednak, czy zdołałem go namówić, żeby zaczął szukać dalej, bo to właśnie jest najbardziej udana rozmowa, jeśli rozmówca wraca do niej myślami i zaczyna szukać już na własną rękę.

Jeśli ewolucja jest faktem [ 1 ], jeśli nasza droga do człowieczeństwa zaczynała się od dużego palca u nogi, a więc od jakiejś niesłychanie drobnej i pozornie mało znaczącej zmiany, która była pierwszym krokiem ku dwunożności, jeśli w naturze pojawianie się coraz bardziej skomplikowanych organizmów wymagało współpracy i dostrzegania interesów innych, jeśli często egoizm realizuje się przez współpracę, to nic dziwnego, że w różnych religiach, w różnych kulturach, dobrem nazywamy umiejętność współżycia i kooperacji.

Nasze organizmy to korporacje komórek, przy których największe międzynarodowe giganty mogą się schować. Składamy się z tysięcy miliardów komórek, które wspaniale ze sobą współpracują, jest jeszcze gorzej, oprócz tych naszych własnych komórek mamy w sobie mnóstwo różnych bakterii, z którymi na ogół pokojowo współżyjemy, i które są nam bardzo potrzebne.


(Źródło: schuhlelewis.com, CC licenced)
W przeciętnym dorosłym człowieku znajduje się
100 bilionów ludzkich komórek oraz 1500 bilionów mikrobów.
Tak więc, lekko licząc stanowisz zaledwie 10 procent siebie. [ 2 ] Jesteśmy tylko laboratoryjnym szkiełkiem.

Tak więc, natura to nie tylko walka każdego z każdym, ale również realizacja egoistycznych interesów przez współpracę i uwzględnianie interesów innych. Ta współpraca na najniższym, poziomie obywa się zupełnie bez udziału świadomości, a wśród coraz bardziej złożonych organizmów — z wzrastającym udziałem świadomości, aż do człowieka, który wsparł uświadomioną potrzebę współpracy i uwzględniania interesów innych ideą siły wyższej.

W pewnym sensie słusznie, bo nie wymyśliliśmy sobie sami tej skłonności do współdziałania i uwzględniania interesów innych, jest nam dana z zewnątrz, rodzimy się z nią i religia, kultura, prawo, ale również mnóstwo czynników biologicznych, decyduje o tym, jak będziemy tę skłonność do współdziałania i uwzględniania interesów innych realizować w naszym życiu, w naszych codziennych działaniach.

Ewolucyjnie wykształcone skłonności są dla nas siłą wyższą, nie mamy również żadnego wpływu na to, w jakiej kulturze się rodzimy, pole naszych możliwości świadomego wyboru jest ograniczone i, uświadamiając to sobie, niektórzy wpadają ze skrajności w skrajność — jeśli wolna wola nie jest wcale taka wolna, jeśli jestem produktem biologii i kultury, to wszystko w moim życiu jest określone przez czynniki zewnętrzne i nie mam nic do powiedzenia.

Mam wrażenie, że trochę to wygląda tak jak nasze pokrewieństwo z szympansem. Człowiek ma z szympansem wspólnych ponad 98 procent genów. Zdumiewające jakie znaczenie mogą mieć tak małe różnice. Kiedy zaczynamy pytać i szukać, pole naszych własnych wyborów zaczyna się powiększać, zmieniając nas z kuli bilardowej, która reaguje tylko na uderzenia, w istoty, które jednak podejmują decyzje o wyborze kierunku, w którym idą.

Czy zatem świadomość, że dobro i zło nie zostało nam dane przez jakąś istotę wyższą i nie jest zapisane w doskonałej formie w jakiejś książce, jest dla nas niebezpieczna i będzie nas popychać do rezygnacji ze współpracy z uwzględniania interesów innych oraz odbierze nam zdolność współczucia i unikania krzywdzenia innych? Raczej nie, chociaż warto pamiętać, że nasz wspaniały mózg, jak najlepszy GPS, potrafi nas wyprowadzić w pole i robi to częściej, niż sobie z tego zdajemy sprawę.

Człowiek od czasu, kiedy zaczął myśleć słowami, zastanawiał się nad tym, czego siła wyższa od nas oczekuje i jaka jest nasza natura. Z tych domysłów zrodziły się religie i filozofia, które dostarczały odpowiedzi błędnych, ale jednak w miarę upływu czasu coraz lepszych. Odkrywając ewolucyjne pochodzenie naszych skłonności do współpracy i uwzględniania interesów innych, odkrywamy również mechanizmy, które powodują, że ta współpraca i uwzględnianie interesów innych nie jest ani prosta, ani automatyczna.

Całkowity racjonalizm jest utopią, im więcej wiemy, tym większe mamy szanse na zwiększanie racjonalności naszych zachowań, w szczególności jeśli będziemy pamiętać o różnych ograniczeniach naszej racjonalności.

Jest taka teoria, która mówi, że do rozwoju ludzkiego mózgu bardziej przyczynił się dobór płciowy niż dobór naturalny, że zanim mózg zaczął się przydawać jako narzędzie pomagające nam przetrwać, gimnastykowaliśmy go, praktykując sztukę wzajemnego uwodzenia się. Udowodnić tę hipotezę będzie trudno, ale jest kusząca, a wynikałoby z niej, że nasz mózg jest trochę jak pawi ogon i służy głównie do popisów. Popisy i ciągłe próby udowodnienia, że jestem mądrzejszy, wydają się stanowić — obok zwykłego egoizmu i chciwości — jedną z głównych przeszkód sprawnej współpracy z uwzględnieniem interesów innych.

Jeśli to natura jest siłą wyższą, to jest ona kompletnie pokręcona i dogadać się z nią nie można. (Ale badać ją warto, bo nawet jak czasem robi z nas idiotów, to jest fascynująca, a im lepiej ją rozumiemy, tym bardziej rozumiemy siebie.)

[ 1 ] Jedna z ciekawszych książek pokazujących, że ewolucja to nie są już tylko domysły, nosi właśnie taki tytuł: Ewolucja jest faktem, Jerry A. Coyne, Prószyński i Ska, Warszawa 2009, tłumaczenie: Wiesław Studencki, Marcin Ryszkiewicz .