Rozdział X

Szczodre zwierzę

Czy zwierzęta dają sobie prezenty? Badacze zaobserwowali, że szympansy, które lubią mięso, ale rzadko udaje im się je upolować, chętnie dają kawałki mięsa samicom w rui, wkradając się w ten sposób w ich łaski. Człowiek jednak jest zwierzęciem szczególnym — uwielbia dawać prezenty z każdej okazji, chociaż te dawane w ramach gry miłosnej mają szczególną rangę. W Wielkiej Brytanii około 8 procent produkcji przemysłowej i rzemieślniczej to towary, które kupuje się na prezenty. Kiedy podróżnicy odkrywali nowe lądy, nieodmiennie próbowali najpierw nawiązać pokojowy kontakt z tubylcami (później różnie to wyglądało). Zazwyczaj te sceny były dość podobne. Marynarze wychodzili na ląd i mając w polu widzenia tubylców, kładli na ziemi przedmioty, które jak sądzili, mogły się tubylcom podobać i cofali się, żeby druga strona mogła dary bezpiecznie obejrzeć.

Gdziekolwiek są ludzie, nawet jeśli jest to cywilizacja, która była przez tysiące lat odizolowana od innych, tam jest obyczaj dawania sobie darów.

Antropolodzy od dziesiątków lat badają obyczaje dawania sobie prezentów w różnych kulturach i za głowy się łapią, do jakiego stopnia niektóre z nich są absurdalne.

Zanim jednak zaczniemy stukać się w czoło słuchając opowieści o morderczych zawodach w obdzielaniu się prezentami, warto uświadomić sobie, co się dzieje u nas w okresie świąt Bożego Narodzenia. Pierwsze katalogi reklam z towarami na prezenty pojawiają się na dwa miesiące przed Bożym Narodzeniem, potem atmosfera staje się coraz bardziej gorąca. Telewizja, gazety, Internet, wszyscy próbują nam podpowiedzieć, co kupić mamie, tacie, bratu, siostrze, cioci, przyjaciółce czy przyjacielowi.

Powie ktoś, że to wszystko jest nakręcane przez chciwych producentów. Nie dajcie się oszukać, ci producenci muszą coś o nas wiedzieć. Nie można wykluczyć, że sami dostawali prezenty pod choinkę, na świętego Mikołaja, z okazji imienin, urodzin, pierwszej komunii, świadectwa, ślubu i te najsympatyczniejsze — bez żadnej okazji (czyli z czystej sympatii, podbudowanej nadzieją pocałunku). Przywozili prezenty z wycieczek i szukali prezentu dla niezbyt lubianej cioci oraz długo i starannie wybierali prezent dla ukochanej lub ukochanego. Walentynki to u nas stosunkowo świeża okazja, ale okazji do dawania prezentów nie brakowało nigdy. Jeśli dziś daje się ich więcej niż dwadzieścia lat temu, to tylko dlatego, że społeczeństwo jest zamożniejsze.

Ludzie obsypują się prezentami niezależnie od tego, czy są bogaci, czy są biedni, robią to częściowo dlatego, że daje im to przyjemność i cieszy ich radość innych, częściowo dlatego, że tak nakazuje obyczaj, a częściowo dlatego, że prezenty mogą znakomicie podnosić nasz status.

Nic dziwnego, że antropolodzy nie natrafili na żadne społeczeństwo, na żadną kulturę, w której dawanie sobie prezentów nie byłoby uświęconym obyczajem. Podejrzewam, że genetycy niczego tu nie znajdą, również nie ma się co oglądać na naszych czworonożnych krewnych. Mania obdarowywania się prezentami wydaje się być naszym ludzkim wynalazkiem i raczej trudno powiedzieć, jak się to wszystko zaczęło. Prezenty w ramach gry miłosnej to osobna sprawa. Starające się o względy samce różnych gatunków dostarczają często smakołyki, ale mogą również kusić świecidełkami, kolorowymi kamykami czy przemyślnie ułożonymi liśćmi.

Szczególnym ulubieńcem biologów jest ptak, altannik, który buduje skomplikowane altanki i układa przed nimi mozaikę kamyków, liści i innych ozdób, które samica starannie ocenia przed wstąpieniem w sezonowy związek partnerski. Ponieważ samice altannika mają jakieś dziwne skłonności do koloru niebieskiego, współczesne altanniki często przeszukują plaże w poszukiwaniu niebieskich zakrętek do butelek, czy niebieskich plastikowych słomek, którymi próbują olśnić swoje wybranki. Jest to klasyczny przykład ptasiego konsumeryzmu, co widać na poniższym filmie o zalotach altannika lśniącego:

Zapewne badacze nie znajdą takiej altanki ozdobionej kolorowymi światełkami, a nasze ludzkie obyczaje obsypywania się prezentami musiały się rozwinąć, kiedy nasze mózgi były już dużo większe od mózgów naszych małpich przodków.

Czy na początku dar był elementem uwodzenia? Zapewne tak. Dość wcześnie w historii człowieka pojawiły się ozdoby. Człowiek wytwarzający przedmioty oceniał je zarówno z punktu widzenia użyteczności jak i piękna. Trudne do zdobycia użyteczne przedmioty i te, które oceniano jako piękne, dawały ich posiadaczom prestiż. Człowiek, który umiał zrobić piękny krzemienny sztylet, dając go w prezencie wodzowi, zyskiwał lepszą pozycję w grupie. Prezenty zaczęły cementować nasze wzajemne więzi w grupie, pozwalały wkupić się w łaski wodza, przekupić silniejszego sąsiada, skłonić do współpracy teścia, a z czasem nasunęły pomysł, że może da się przekupić bogów, co zostało, natychmiast podchwycone przez tych, którzy bogów reprezentowali, jako że sami bogowie pojawiali się tylko w opowieściach. Stół ofiarny szybko stał się rozpowszechnionym przedmiotem kultu i szczególnie ważnym miejscem spotkań.

Archeolodzy znajdują wymyślne ozdoby kobiet, zdobioną broń, kunsztownie zdobione naczynia, zdobione łodzie, zabawki dla dzieci. To wszystko musiało funkcjonować jako prezenty, chociaż bezinteresowność takich darów jest pod znakiem zapytania. W stosunkach społecznych prezent stawał się bronią. Przyjęcie daru jest zobowiązaniem, jeśli nie do rewanżu to do wdzięczności, a uczucie wdzięczności może być cenne.

Wdzięczność jest zapłatą za dar, zaś prestiż jaki zdobywam, kiedy mój dar uznawany jest za wyjątkowy i budzący podziw nie tylko obdarowanego, to czysty zysk wart, by w jego osiągnięcie zainwestować. Ludzie chcą mieć markowe produkty, więc producent markowych produktów zarabia sławę i pieniądze.

Patrząc na to z boku możemy powiedzieć, że nawet dobrocią steruje egoizm. To prawda, ale po pierwsze egoizmy są różne i jeśli tak będziemy na to patrzeć, to jeden egoizm prowadzi do wyrwania starszej kobiecie torebki, a drugi do dania jej torby na zakupy na kółkach, żeby nie musiała dźwigać; a po drugie, jeśli nazwiemy egoizmem fakt, że cieszy nas radość drugiego człowieka, to może zaplątaliśmy się w definicjach i ten egoizm nazywa się już altruizmem. Możemy nazwać obydwa zachowania egoistycznymi, ale nietrudno je od siebie odróżnić. Oczywiście czasem ludzie dają, bo odczuwają radość z powodu radości innych, a czasem bo lubią się pokazać. Jedne prezenty mogą być zbawieniem, czymś co pomaga drugiemu człowiekowi przetrwać albo wielką radością, a inne utrapieniem. Nic nie chce być proste, a kiedy nam się zdaje, że coś jest oczywiste, to okazuje się, że uprościliśmy sobie ogląd rzeczywistości.

Kiedy dawanie prezentów staje się bronią, możemy obserwować wyścig zbrojeń i w walce o prestiż nie radość drugiego człowieka jest ważna, a to czy nas widzą i jak nas widzą. Stare powiedzenie „zastaw się, a postaw się" nadal zmusza wielu ludzi do hojności na pokaz — kto zaprosi na większą ucztę, kto urządzi bardziej wystawny ślub, kto da księdzu najdroższy prezent na dwudziestą rocznicę święceń.

Bronisław Malinowski, najsłynniejszy polski antropolog, badał obyczaje mieszkańców Wysp Trobriandskich, które opisał potem w książce Argonauci Zachodniego Pacyfiku. Wyspy to kolisty archipelag i mieszkańcy obdarowywali się naszyjnikami i naramiennikami z muszli. Naszyjniki wędrowały zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a naramienniki odwrotnie. Te przedmioty krążą bez końca, nikt na tym nie zarabia, wydaje się, że nikt nic z tego nie ma. Przedmioty noszą imiona wszystkich poprzednich właścicieli. Posiadanie vaygu to powód do dumy. Ubiera się je wyłącznie na ważne uroczystości. Przedmiot okrąża cały region w przeciągu od 2 do 10 lat. [ 1 ]

Obyczaj kula pozwala na utrzymywanie kontaktów, a skomplikowany rytuał przewożenia i przekazywania darów cementuje tamtejszą kulturę, a sam obyczaj połączony jest z magią, zaklęciami i grozą, że jeśli się spróbujesz z tego absurdu wyłamać, to możesz stracić rodzinę i przyjaciół.

Innym przykładem nieco przesadnego zamiłowania do chwalenia się swoją hojnością jest „potlacz". Wśród plemion indiańskich żyjących na północno-zachodnim wybrzeżu Pacyfiku panował obyczaj dawania prezentów zmuszających do rewanżu. Obradowany miał obowiązek dania prezentu o podobnej wartości lub zniszczenia swoich dóbr o wartości podobnej do tego, co otrzymał.

Były to zawody w hojności mające wręcz na celu poniżenie obdarowanego. Przedmiotem tych darów była żywność, koce, łodzie czy niewolnicy. Palenie łodzi, zabijanie niewolników czy palenie własnych chat było skrajną formą demonstracji ostentacji, która w niektórych wypadkach mogła prowadzić do gwałtownego zubożenia całej wioski. Rządy Stanów Zjednoczonych i Kanady zabroniły tego obyczaju, ale antropolodzy długo jeszcze natrafiali na te praktyki.

W tych obyczajach prezenty już dawno straciły swój pierwotny sens, a obdarowywanie się służyło zaledwie jako mechanizm bronienia swojego honoru.

Matt Ridley, w książce O pochodzeniu cnoty [ 2 ]cytuje kobietę, która zachęcała swojego syna do szczodrości, dając przykład swojego ojca:

Zabijał lub rozdawał jeńców. Rozdawał lub palił łodzie w ognisku domu uczt. Rozdawał skóry wydr morskich rywalom we własnym plemieniu albo wodzom innych plemion lub ciął je na kawałki. Wiecie, że to co mówię, to prawda. Taka mój synu jest droga, którą wskazał ci mój ojciec i którą musisz kroczyć.

Ciekawe, że podobne obyczaje znajdowano na innych kontynentach. Oczywiście zdumieni badacze zwracali uwagę na te najbardziej absurdalne zachowania. Na ogół jednak ludzie zachowywali jakiś umiar, a jednak ten zapał w gotowości rozdania czy niszczenia własnych dóbr zdumiewał i niepokoił. Jego jedynym wyjaśnieniem jest to, że prestiż jest dla nas wartością tak cenną, że kiedy pojawiają się nowe formy zdobywania prestiżu, konkurencja o prestiż staje się formą hazardu.

Na szczęście większość społeczeństw ludzkich zachowuje umiarkowanie w pasji dawania sobie prezentów. Produkcja przedmiotów przeznaczonych na prezenty zazwyczaj nie przekracza 10 procent, masowo dajemy sobie prezenty tylko kilka razy w roku, tylko raz w roku wycinamy miliony choinek, tylko nieliczni je kradną, tylko część prezentów to rzeczy, które się po cichu oddaje w sklepie i wymienia na coś innego, a naprawdę bardzo niewiele ląduje na śmietniku.

Badacze zastanawiający się nad pytaniem skąd się wzięła nasza namiętność do dawania prezentów, budują różne teorie, które ciągle wydają się niepełne. Wśród motywów naszego obdzielania się prezentami nadal na pierwszym miejscu jest seks i wzajemne uwodzenie się, miłość do dzieci, które są największą grupą odbiorców prezentów. Jeśli idzie o wartość darów szczególne miejsce zajmowali kapłani oraz wodzowie wiosek, plemion i narodów.

Są teorie wiążące tak silne zakorzenienie darów w naszych kulturach z zamiłowaniem człowieka do wędrówek. Trudno powiedzieć, czy to zamiłowanie, czy raczej konieczność, bo wielkie wędrówki powiązane były zazwyczaj ze zmianami klimatycznymi i katastrofami naturalnymi, gdy ludzie musieli poszukiwać nowych miejsce do życia. Spotykając inne grupy mogli walczyć lub próbować się zaprzyjaźnić. Walka jest kosztowna, a próby zaprzyjaźnienia się wymagają czytelnych sygnałów, że nasze zamiary są pokojowe. Uniesiona w górę otwarta prawa dłoń jest sygnałem uniwersalnym. Dar jest informacją o szacunku i o pokojowych zamiarach. Zapewne dawanie darów poprzedziło również tę zdumiewającą formę współpracy między ludźmi, jaką jest handel.

[ 2 ] Matt Ridley, O pochodzeniu cnoty, tłumaczenie Małgorzata Koraszewska, Rebis 2000